Wielka podróż w nieznane pewnego
obieżyświata
Przede
mną bezsprzecznie wyprawa mojego życia. Udam się i tu, i tam. Będę podróżować
tędy i owędy. Moja
wędrówka będzie nieco chaotyczna, ale nie pominę żadnego ciekawego zakątka,
żadnej, nawet najlichszej, krainy. Swoją wielką przygodę zacznę na północy
Polski. Nasamprzód, krok za krokiem, idąc wzdłuż linii brzegowej, poznam
wszystkie nadmorskie kurorty, wszystkie nadbałtyckie plaże. Na moment zatrzymam
się też w Koszalinie. Odnajdę tam prastarą Górę Chełmską, przypomnę sobie, co
wiem o kulturze łużyckiej. Nieco wyczerpany wyruszę w dalszą podróż. Dojdę aż
na koniec Półwyspu Helskiego. Stamtąd żwawo powędruję na Pojezierze Mazurskie.
Kilka chwil zabawię nad jeziorem Śniardwy oraz nad Jeziorem Ryńskim. Następnie chyżo
przeniosę się do Szczebrzeszyna. Liczę na łut szczęścia. Chciałbym bowiem
usłyszeć brzmiącego w trzcinach chrząszcza. Krótką chwilę zabawię w
północno-wschodnich Żuławach. Żądny nowych wrażeń i mrożących krew w żyłach
przygód w try miga udam się do Krakowa. Być może na mojej drodze stanie tam
groźny wawelski smok lub rozhulany lajkonik. Z grodu legendarnego Kraka ochoczo
powędruję do stolicy Podhala – Zakopanego. Bez marudzenia i narzekania wdrapię
się na Rysy, na pewno zdobędę Giewont. Miło spędzę czas w Dolinie Pięciu
Stawów. Może los będzie mi sprzyjał i stanę się posiadaczem pięknie haftowanego
kożucha. Wiedziony korzennym zapachem pysznych pierników, jak najprawdziwszy
głodomór, raz-dwa pojadę prościutko do Torunia. Tu nastąpi koniec mojej wędrówki.
Nie trwała ona dłużej niż półtorej godziny. Była to wielka podróż palcem po
mapie, która pochłonęła mnie bez reszty.
Opracowała dr Danuta Krzyżyk